czwartek, 24 listopada 2011

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona




"Urodziłem się w okolicznościach niezwykłych" - i tak też zaczyna się "Benjamin Button", adaptacja klasycznej noweli F. Scotta Fitzgeralda z lat dwudziestych XX wieku o człowieku, który przychodzi na świat jako osiemdziesięciolatek i stopniowo młodnieje



Jego fabuła jest niezwykle intrygująca - człowiek o nazwisku Benjamin Button (Brad Pitt) urodził się jako osiemdziesięciolatek, ale zamiast się starzeć, stawał się coraz młodszy. Towarzyszy mu czarująca Daisy (Cate Blanchett). Niestety, opowiadania nie czytałam, jednak, za sprawą filmu, z pewnością to zrobię. Trwająca ponad dwie i pół godziny ekranizacja to dowód na to, że wysokobudżetowe filmy nie muszą być popularnonaukową fantastyką, obscenicznie demonstrującą efekty, lub pełnymi akcji kryminałami.

Ciekawy Przypadek Benjamina Buttona snuje się powoli, nie oszczędzając czasu, który jednocześnie stanowi klucz do wątku. Zdarzenia miękko przemijają, układając się w życie tytułowego bohatera. Nie brak głębokich momentów, ale także chwil pogodnych i żartobliwych. Film jest stonowany pod względem wielu elementów - akcji, zdjęć, czy muzyki. Nadaje mu to wzruszającego charakteru i przypomina o przemijaniu. Ale przede wszystkim jest to historia o miłości.

Ponieważ fabuła rozgrywa się w czasie całego ludzkiego życia, przed twórcami stanęło trudne zadanie - ukazanie bohaterów od młodości do starości. Z radością mogę stwierdzić, że udało się im to znakomicie! Metamorfozy postaci wydają się naturalne. Dopełnia to i tak już porywający motyw fantastyczny.

Gra aktorska również stoi na wysokim poziomie, chociaż, w porównaniu do Pitta, który autentycznie i z uczuciem kreuje swoją postać, Blanchett zdaje się nieco brakować emocji.

Muzyka współgra z obrazem. Subtelny fortepian płynie nad smyczkami a całość nie odwraca uwagi od treści, co tym razem zdaje się być dobrym wyjściem. Usłyszymy też sporo jazzowych kawałków, np. Dear Old Southland Louisa Armstronga.

Film tworzy niepowtarzalną atmosferę i skłania do przemyśleń. Stanowi swego rodzaju studium nad życiem. Unikałam szczegółów - mam nadzieję, że zobaczycie ten film. Warto, bo wyróżnia się spośród dzisiejszych produkcji. Jako konkurenta typuję tylko Australię Baza Luhrmanna, film utrzymany w podobnej atmosferze mistycyzmu i również o miłości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz