czwartek, 17 listopada 2011

Życie jest piękne



Życie jest piękne”, głosi triumfalnie i radośnie tytuł filmu Roberto Benigniego z 1997 roku. Nie wypada nie zgodzić się z tym optymistycznym stwierdzeniem, tak jak z tym, że piękny jest również sam film.
Obraz Benginiego, kojarzonego zarówno ze świetnymi rolami w filmach Jima Jarmuscha („Poza prawem” i przede wszystkim „Noc na Ziemi”), ale także z nieśpiesznymi komediami, to opowieść zapowiadana jako „komedia o holocauście”. Stwierdzenie to jest tyleż oryginalne i niekonwencjonalne, co enigmatyczne i niepełne.

W rzeczywistości historia miłującego życie, pełnego radości i energii półkrwi Żyda, Guido (sam Roberto Bengini), który po latach sielanki, musi zmagać się z koszmarem holocaustu, to przepiękny i wzruszający film. Opowiada o tym, że optymizm i radość należy zachować w każdej sytuacji, a także o cudownej miłości ojca, chcącego uchronić syna przed koszmarem wojny i obozu koncentracyjnego.
Film dzieli się na dwie wyraźne części, odmienne pod względem tempa, kolorów dominujących na ekranie, a także ogólnego nastroju opowieści. Pierwsza to wspaniała, pięknie sfotografowana idylla, pokazująca pełne ogromnej radości i poczucia humoru, życie Guido. Akcenty faszystowskie pojawiają się w niej rzadko, a jeżeli już są obecne w opowieści, to jako obiekt drwin Guida, obśmiewającego patos ideologii. Na początku opowieść skupia się na ukazaniu spokojnego i bezpretensjonalnego życia w Toskanii. Ta część ubarwiona jest doskonałymi sekwencjami komediowymi oraz cudowną muzyką Nicoli Piovaniego (zasłużony Oskar).

Jednak wielki kunszt Benigniego, jako reżysera filmu, widać zwłaszcza w jego drugiej części, gdy Guido wraz z małym synkiem trafia do obozu koncentracyjnego. Od tego momentu wyraźnie zmienia się tonacja obrazu: kolory stają się ciemniejsze, ale całośc jest nadal pięknie sfotografowana (dzieło operatora Toniniego Delli Colli, znanego m.in. ze współpracy z Federico Fellinim przy „Ginger i Fred”, to bardzo mocny punkt filmu). Bardziej mroczna i poważna staje się również muzyka, (choć akurat w tym fragmencie staje się bardzo zwykła i przeciętna, tracąc, wypracowany na początku, walor oryginalności).
Co bardzo ważne, film w drugiej części staje się poważniejszy i bardziej wzruszający (na przykład w scenie gdy żona Guido, Gojka nie chcąc rozdzielać się mężem i synem, wręcz wymusza na hitlerowcach włączenie jej do transportu jeńców), a humor zmienia się w bardziej stonowany i służy konkretnemu celowi. Jakiemu? Mianowicie ukazaniu jednego z głównych aspektów obrazu Benigniego, czyli ojcowskiej troski o syna. Guido, chcąc zaoszczędzić małemu Jozue traumatycznych przeżyć, wmawia mu, że pobyt w obozie, to forma… zabawy, której zwycięzcy otrzymają prawdziwy czołg. Chcąc uwiarygodnić swoje poczynania zamienia w groteskę wszelkie działania hitlerowców, a synkowi mówi, że aby zdobyć 1000 punktów i wygrać zabawę, musi schować się przed żołnierzami (od pewnego momentu wszystkie dzieci znajdujące się w obozie były zabijane). Tym samym Guido ukazuje nam postawę wspaniałego ojca, który nie zawaha się narazić swojego życia dla dobra synka.

W filmie „Życie jest piękne” można doszukać się kilku wad: drażnić może jego troszeczkę zbyt infantylny i sentymentalny charakter oraz fakt, że nie wszystkie dowcipy (chociaż zdecydowana większość!) są najwyższych lotów. Słabym punktem produkcji Benigniego, można nazwać również jej, w pewnym sensie, absolutnie bajkowy i odrealniony charakter, ale przecież w tej kategorii film sprawdza się znakomicie, a zawarte w nim bardzo sugestywne przesłanie bez przeszkód dociera do widza. Zatem te nieliczne wady absolutnie nie przeszkadzają w pozytywnym odbiorze tego obrazu, urzekającego przecież widza od pierwszej sceny. Duża w tym zasługa Roberto Benginiego, który – myślę, że można śmiało to powiedzieć – zagrał tutaj rolę swojego życia. Włoski aktor jako sypiący dowcipami, pełen życiowej energii wesołek, jest niesamowicie wiarygodny. Świetnie wczuł się w postać i sprawił, że nie sposób nie czuć do niej sympatii. Zdecydowanie zasłużył na Oscara, choć trzeba przyznać, że w kilku scenach przeszarżował swoją kreację i uczynił troszkę zbyt infantylną
                                                           
 

Twórcy „Życie jest piękne” podjęli wielkie ryzyko, poruszając drażliwy temat holocaustu w sposób komediowy, jednak można z całą pewnością stwierdzić, że ryzyko to się opłaciło. Udało im się stworzyć film wielki, mądry i poruszający, a w żaden sposób nieprzekraczający granic dobrego smaku. Myślę, że obraz Roberto Benginiego uzmysłowił tragedię zagłady Żydów i bezsens holocaustu zdecydowanie większej ilości osób, niż nudne i konwencjonalne produkcje dokumentalne. Ogromną zaletą filmu „Życie jest piękne” jest zarówno to, że w końcówce nie popada w sentymentalizm ani nie odznacza się cukierkowatością, tylko do ostatniej sceny pozostaje obrazem niezwykle poruszającym.
Spośród wielu zalet filmu „Życie jest piękne” i naprawdę wspaniałych, przemyconych w tej słodko-gorzkiej historii, prawd życiowych myślę, że najważniejszą jest to, że wszyscy powinniśmy być tacy, jak Guido i próbować zachować optymizm, energię, radość i rezon w każdej, nawet najbardziej ekstremalnej sytuacji naszego życia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz